Wreszcie ucieczka od świątecznej lodówki. Kwietniowa Sycylia przywitała nas ciepłem ale i słynnym “scirocco”. Jednak z dnia na dzień jest co raz więcej słońca. Rozpoczęliśmy nasze zwiedzanie od małego “giro” wokół Trapani: Segesta z piękną świątynią, urokliwe Castellammare oraz miła plaża w San Vito di Capo a wieczorem serpentyny do Erice. Cały dzień piękne widoki, degustacja włoskich smaków i mimo zmęczenia chcemy jeszcze więcej.
Kolejny dzień to zwiedzanie południowej Sycylii i prowincji Agrigento. Dolina Świątyń przyciąga, jak się okazało nawet w kwietniu, bardzo dużo ludzi. Warto jednak odstać swoje, aby zobaczyć ponad 2500 lat historii i to zachowanych w niezłym stanie. Co prawda nie wszyscy byli zachwyceni tzw “kamyczkami”, za to już Schody Tureckie zrobiły naprawdę wielkie wrażenie. Była okazja wejść na nie, odpocząć w popołudniowym słoneczku a nawet zanurzyć nogi w kolejnym morzu. W tzw. międzyczasie centrum Agrygentu, gdzie nasza grupka robiła za tłum, stado owiec na drodze i na zakończenie, mala znana, ale urokliwa Sciacca
Nie, na początku nie planowaliśmy Etny ani nawet wyjazdu na wschodnią stronę, ale… mała zmiana planów i jedziemy blisko 400 km przez całą wyspę aby zobaczyć Taorminę, no i przy okazji stożek. Niestety zamglenie pozwoliło tylko przez chwile zobaczyć kontury wulkanu ale sama Taormina, a przede wszystkim wjazd jeszcze wyżej do pięknej Castelmola, dostarczyły niesamowitych wrażeń widokowych i smakowych, szczególnie z tarasów pewnego baru o specyficznym wystroju. Warto było!